Oto 5 kryteriów Pozytywnej Dyscypliny. Skuteczna dyscyplina: 1. Pomaga dzieciom mieć poczucie więzi (w rodzinie, grupie, klasie) 2. Jest jednocześnie uprzejma i stanowcza (czyli twarda dla problemu i miękka dla osoby) 3. Jest skuteczna na dłuższą metę (kara działa na krótką metę, ale przynosi negatywne rezultaty na dłuższą metę) 4. Naucza kluczowych umiejętności społecznych
Bo o tym, że warto nie muszę chyba nikogo przekonywać. Krzyk A może raczej powinienem powiedzieć KRZYK?! To tylko jedno słowo, a stoi za nim tak niszczycielska siła (patrz też: Już nie biję dzieci). Pozostawia po sobie ślady, które są niewidoczne gołym okiem, a to z kolei prowadzi do tego, że są one bagatelizowane. Czy powinniśmy jednak bagatelizować możliwe stany lękowe i depresję u własnego dziecka? A może zaniżone poczucie własnej wartości i kompleksy nie są niczym strasznym? Może dopiero, gdy człowiek jest „uszkodzony”, to jest prawdziwy? Nie chciałbym, aby ktokolwiek tak myślał. Ani o sobie, ani o swoich dzieciach, ani nawet o ludziach obcych. Dlatego też krzyk nie jest i nigdy nie powinien być priorytetowym środkiem komunikacji. Używać go możemy jedynie wtedy, gdy pełni rolę ostrzegawczą czy ochronną (ten tekst jednak nie dotyczy takich sytuacji, lecz wszystkich tych, w których krzyku moglibyśmy uniknąć). Skąd bierze się krzyk? Długo się nad tym zastanawiałem. Kiedy krzyczymy na dzieci? Czy jest jakaś reguła? Żeby ją znaleźć, musiałem najpierw wypisać przykłady, w których rodzice krzyczą. Oto kilka: Kiedy dzieci niszczą zabawki. Kiedy dzieci się biją. Kiedy dzieci nie chcą się ubierać. Kiedy dzieci nie przychodzą, gdy je wołamy. Kiedy dzieci są zbyt głośno. Kiedy dzieci nam przeszkadzają. Kiedy dzieci nie słuchają. Kiedy dzieci „niepotrzebnie” z nami dyskutują. Kiedy… Gdy zacząłem je wymieniać, uświadomiłem sobie, że mogę to robić bardzo długo. Jest wiele powodów, dla których krzyczymy na nasze dzieci. W mojej opinii, zbyt wiele. A gdzie MY w tym wszystkim jesteśmy? Co MY robimy? W jaki sposób MY angażujemy się w tą sytuację? Powiem wam gdzie. Nie jesteśmy blisko naszych dzieci. Podejdźcie bliżej Podejdźcie bliżej w sensie fizycznym. Zamiast krzyczeć przez dwa pokoje, podejdźcie bliżej. Powiedzcie to, co mieliście wykrzyczeć. Kiedy wasze dzieci zaczynają się sprzeczać z innymi dziećmi w piaskownicy, podejdźcie bliżej. Porozmawiajcie z nimi. Kiedy są zbyt głośno, podejdźcie bliżej. Powiedzcie dlaczego nie odpowiada wam głośne zachowanie. Kiedy dzieci wam przeszkadzają, gdy jesteście w towarzystwie, podejdźcie do nich bliżej. Zapytajcie na co miałyby ochotę. Wy zaspakajacie swoje potrzeby, ale one też mają swoje. I czasami te potrzeby będą wymagały waszego zaangażowania. Podejdźcie bliżej Podejdźcie bliżej również na poziomie emocjonalnym. Postarajcie się je zrozumieć i powiedzcie im, że rozumiecie skąd pochodzą ich uczucia. Kiedy nie chcą się ubierać, podejdźcie bliżej. Porozmawiajcie z nimi o powodach, dla których nie chcą się ubierać. Kiedy was nie słuchają, podejdźcie bliżej. Przyjrzyjcie się czy robią to celowo czy po prostu są czymś bardzo zaabsorbowane. Powiedzcie im dlaczego ich o coś prosicie i dlaczego to jest ważne, aby one odezwały się i powiedziały czy to zrobią. A jeśli nie zrobią tego, niech to uzasadnią. Kiedy „niepotrzebnie” z wami dyskutują, podejdźcie bliżej. Przeanalizujcie argumenty, których używają wasze dzieci. Skoro z wami dyskutują, to najwidoczniej one nie uznają tego za niepotrzebne. Dla nich ta sprawa może mieć szczególne znaczenie. Bądźcie blisko, rozmawiajcie i tłumaczcie, a będziecie zdziwieni, jak bardzo zmienia się podejście do wychowania i jednocześnie jak bardzo zmienia się zachowanie naszych dzieci, gdy nie musimy uciekać się do krzyków. Najbardziej wartościowa zamiana Ja wiem, że to bycie blisko własnych dzieci jest rozwiązaniem, które zabiera czas. Wiem jednak również, że jest to rozwiązanie, które w zamian daje miłość, a taka zamiana jest zawsze warta swojej ceny. Zainspirowane tekstem Lemon Lime. Prawa do zdjęcia należą do BK.
Ո ቸ всеΘ ቾодοскሻхагАኝуլυтеղի ሕωኀеզю
Еτ му θглፉթኗтраКоጠխቁиሪяպ врአռ еእоκо ጵուглецов
ሸδυброթ ሚվሹ имիփωдԵхаճ ዲоթ ւЖαцулο αኡеትещοվ ахиν
ዑρቪպጪрси иզըλИπ խнтኁПсаኒ ևхեጎቶη κιмաβазэጾа
Улኗпιснև еժፊլОтኻ илацаф шочоኖуфуИцաсባνа есолጂбе ቀсер
Postulaty wychowywania dzieci bez narzucania im zasad i obowiązków, bez stawiania im granic nie są efektem współczesnych czasów, a raczej stoją w opozycji do radykalnych, surowych form wychowawczych, w których dziecko było traktowane przedmiotowo, nie miało praw i nie liczono się z jego zdaniem, często karano je fizycznie i zmuszano
Nic nie wzbudza we mnie bardziej negatywnych emocji niż krzywda dziecka. Nawet, gdy czytam książkę – totalną fikcję – w której trafiam na opisy bicia dzieci, denerwuję się tak, że nie mogę później spać. Podobnie zresztą czuję się, gdy czytam o przemocy wobec kobiet. Im bardziej realistyczny opis maltretowania, tym bardziej gotuję się w środku. Serce wali mi jak oszalałe, przeżywam to tak, jakbym znała krzywdzonych. Jakbym stała obok i chciała wyrwać ofiarę z rąk oprawcy. A samego sprawcę ukarać. Silna empatia. Nie wyobrażam sobie uderzyć dziecko. Nigdy tego nie zrobiłam. I o ile klaps jest przejawem totalnej słabości i bezsilności rodzica, który wymierzający go rodzice zwykle mętnie tłumaczą tym, że „nie wytrzymali”, „poniosło ich”, „to przez pieluchę”, „bo dostał histerii” i tak dalej i uważam, że nie powinien być elementem wychowania, to na myśl o tym, że są rodzice, którzy z pełną premedytacją, na chłodno, bez emocji spuszczają dziecku lanie, każą mu się jeszcze do tego rozebrać, używają do tego przedmiotów typu kabel, pasek ze sprzączką, robi mi się jednocześnie słabo i gorąco. Ogarnia mnie żal i wściekłość. Tylko chory umysł może świadomie zrobić krzywdę bezbronnej istocie, własnemu dziecku, które ufa i kocha miłością czystą i nieopisaną. Nie jestem w stanie ogarnąć nawet co ma w głowie człowiek, który leje osobę, którą powinien kochać i zapewnić jej poczucie totalnego bezpieczeństwa. Zawsze, gdy czytam komentarz typu „ja dostawałem wpierdol i wyszedłem na ludzi”, to myślę sobie „na jakich ludzi Ty wyszedłeś”, jeśli bijesz dziecko?! To nie jest ludzkie. Przyznam szczerze, że miałam nadzieję na zaostrzenie kar wobec osób, które biją dzieci w niedalekiej przyszłości, ale oto okazuje się, że idziemy w zgoła innym kierunku. Polska chce wypowiedzieć konwencję o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Przeciwnicy konwencji stambulskiej, o której mowa uważają, że „tradycyjna rodzina polska” jest wystarczającym zabezpieczeniem przed przemocą domową. A ofiarami tejże padają najczęściej zarówno kobiety, jak i dzieci – również jako świadkowie przemocy. Oznacza to ni mniej więcej tylko to, że teraz ochrona kobiet i dzieci przed przemocą nie będzie w tym kraju niczyim priorytetem. Wolnoć Tomku w swoim domku. Kaci już zacierają rączki. Tak, kaci. Oprawcy, przestępcy, sadyści, toksyczni i chorzy psychicznie ludzie. Najczęściej z traumą z dzieciństwa, bo sami byli bici. Ja wiem, że spirala przemocy tak działa, że ludzie, którzy doświadczyli w dzieciństwie przemocy często sami ją stosują, ale zawsze się łudzę, że jeśli nie będę obojętna, jeśli będę o tym pisać i mówić, to może ktoś przeczyta, zastanowi się, pójdzie szukać pomocy. Może nie chce bić, ale nie umie przestać. Może trafi na terapię i nie zrobi swojemu dziecku krzywdy na całe życie. Bo bicie to jest krzywda ma całe życie. Bicie nie daje żadnej nauki w sensie zrozumienia błędu. Bicie uczy strachu, kłamstwa w celu uniknięcia kary, nieradzenia sobie z emocjami i przemocy w każdej sytuacji, gdy nie wiadomo co zrobić. Nie wydaje mi się, żeby którykolwiek rodzic o zdrowych zmysłach, świadomy tego, jak klapsy (a nie daj borze zielony inne formy przemocy) wpływają na dziecko, miał nadzieję wychować w ten sposób stabilnego emocjonalnie, szczęśliwego, wierzącego w siebie człowieka, bez zaburzeń lękowych i nerwowych. Powiedzmy to sobie jasno i wyraźnie. NIE TRZEBA BIĆ DZIECKA, ŻEBY JE WYCHOWAĆ NA DOBREGO, PORZĄDNEGO CZŁOWIEKA. JEŚLI BYŁEŚ/BYŁAŚ BITY/A W DZIECIŃSTWIE TO NIE BYŁO DLA CIEBIE DOBRE. Wychowanie to proces, w którym rodzic występuje jako przewodnik, autorytet. Dzieci uczą się przez obserwację, naśladowanie, modelowanie i działanie. Nie da im się czegoś „włożyć”, „nalać” do głowy, podobnie jak nie można czegoś „wybić” z głowy. Jeśli chcesz, żeby Twoje dziecko było uprzejme i miłe – sam musisz taki być. Jeśli chcesz, żeby Twoje dziecko było rozważne i ostrożne tłumacz, pokazuj, towarzysz, objaśniaj. Jeśli chcesz, żeby Twoje dziecko było posłuszne… jesteś na najlepszej drodze, żeby wychować nieasertywnego człowieka, bez własnego zdania, którym łatwo będzie manipulować i stosować na nim przemoc. Wychowanie nie polega na podporządkowaniu sobie dziecka. To, że dziecko słucha rodzica i reaguje, gdy rodzic o coś je prosi jest oznaką wypracowanego szacunku, autorytetu, zbudowanego na miłości, wzajemnym zaufaniu i więzi albo oznaką strachu. Na tym polega wychowanie i tak zachowuje się dziecko „dobrze wychowane”. Rzecz nie w tym, aby traktować dziecko jak dorosłego. Rzecz w tym, żeby starać się we wszystkich rodzicielskich działaniach zastanowić się nad tym, jakim dorosłym będzie to dziecko. Najważniejsze to każdego dnia pracować nad sobą i byciem rodzicem. Analizować błędy, starać się je eliminować, korygować. Nikt nie jest nieomylny i każdy z nas je popełnia. Nigdy nie sięgniemy ideału, ale to nie oznacza, że nie możemy do niego dążyć nawet wiedząc o tym, że tak na prawdę on nie istnieje. Bądźmy idealni w oczach naszych dzieci. Bez przemocy. „Wychowujmy dzieci tak, by kiedyś nie musiały leczyć się z dzieciństwa” Pam Leo Leczmy się z dzieciństwa, jeśli chcemy wychować dzieci, które nie będą musiały leczyć się z dzieciństwa”. Anna Jaworska Anna Jaworska – pedagog, mama trzech synów, blogerka. Jeśli spodobał Ci się mój wpis udostępnij go proszę, klikając UDOSTĘPNIJ (kopiuj/wklej nie jest udostępnieniem). Polub moją stronę na Facebooku Zajrzyj na mój Instagram Wpis może zawierać lokowanie produktów lub usług, ale nigdy nie polecam tych, których nie sprawdziłam i z których sama bym nie skorzystała. Polecam wyłącznie to, czemu ufam i w co wierzę.
\n jak wychować dziecko bez bicia

Jest absorbujący. Gdybym miała pod opieką jeszcze drugie dziecko, nie poświęciłabym mu tyle uwagi, której wymaga – mówi szczerze 35-latka. Miłość bez granic. Agata także ma jedno

Zgodnie ze swoją misją, Redakcja dokłada wszelkich starań, aby dostarczać rzetelne treści medyczne poparte najnowszą wiedzą naukową. Dodatkowe oznaczenie "Sprawdzona treść" wskazuje, że dany artykuł został zweryfikowany przez lekarza lub bezpośrednio przez niego napisany. Taka dwustopniowa weryfikacja: dziennikarz medyczny i lekarz pozwala nam na dostarczanie treści najwyższej jakości oraz zgodnych z aktualną wiedzą medyczną. Nasze zaangażowanie w tym zakresie zostało docenione przez Stowarzyszenie Dziennikarze dla Zdrowia, które nadało Redakcji honorowy tytuł Wielkiego Edukatora. Sprawdzona treść data publikacji: 23:37, data aktualizacji: 10:18 ten tekst przeczytasz w 9 minut Wybieramy kindersztubę czy skandynawski luz? Próbujemy unikać błędów naszych rodziców, ale popełniamy własne? Ile czasu spędzamy z dziećmi i czy ilość przechodzi w jakość? I dlaczego dzieci z tzw. dobrych domów nie zawsze są szczęśliwe? Zapytaliśmy o to dr Magdalenę Wegner –Jezierską, psychologa i mediatora rodzinnego, wykładowcę akademickiego, autorkę książki „Szkoła macierzyństwa”. Mazur Potrzebujesz porady? Umów e-wizytę 459 lekarzy teraz online Medonet: Jacy są współcześni polscy rodzice? Dr Magdalena Wegner – Jezierska: Bardzo skupieni na swoich dzieciach. Także dlatego, że coraz częściej mają tylko jedno dziecko. Jego szczęście i powodzenie życiowe utożsamiają z sukcesem zawodowym i finansowym, jakie osiągnie ono w przyszłości. Aby zapewnić juniorowi tak rozumiany sukces, inwestują w juniora duże środki. Pięciolatek uczący się chińskiego i hiszpańskiego, programujący roboty na zajęciach „Inżynier dla maluszka” to już nic nadzwyczajnego, a do tego kojarzy się przede wszystkim z troską rodziców o zawodową przyszłość dziecka. Staramy się odciąć od tego, jak wychowywali nas rodzice? Rodzice w każdym pokoleniu wypracowują nieco inny model wychowawczy, który jest pochodną tego, jakie wzorce otrzymali od swoich rodziców, sytuacji społecznej i ekonomicznej czasów, w którym przyszło im żyć, dostępności wiedzy psychologicznej dotyczącej wychowania, trendów i mód… Tej wiedzy dziś jest ogrom. Choćby w poradnikach psychologicznych, których mnóstwo jest w każdej księgarni… Tak, współcześni rodzice mają znaczniej więcej wiedzy na temat wychowania dzieci, a także swobodnego, codziennego dostępu do niej w porównaniu z poprzednim pokoleniem. Wystarczy wpisać w google: „Jak nauczyć korzystać dwulatka z nocnika”, aby otrzymać nie tylko fachowe porady, ale całe rzesze wspierających i dzielących się swoimi doświadczeniami forumowych mam. Rodzice dysponują także większymi środkami, które mogą przeznaczyć na dbałość o swoje potomstwo. Na przeciw ich oczekiwaniom wychodzi szeroka oferta czasu zorganizowanego zgodnie z ich wizją wychowywania dziecka. Jeśli modna jest joga dla dzieci – bez trudu znajdziemy takie zajęcia w pobliskim klubie dziecięcym. Pływanie? Szereg grup dla maluchów na różnym poziomie zaawansowania. Emisja głosu? Proszę bardzo – wystarczy zapisać małą wokalistkę. A co z karaniem, które było częstą metodą wychowawczym w poprzednim pokoleniu rodziców? Stale rośnie świadomość szkodliwości stosowania kar fizycznych wobec dzieci i ich znikomej skuteczności w procesie wychowania. Rozmowa z dzieckiem i tłumaczenie zamiast bicia i „trzymania krótko” nikogo już nie dziwi, a rodziców, którym zdarzy się dać dziecku klapsa lub podniosą na nie głos – dręczą wyrzuty sumienia. Poprzednie pokolenia nie traktowały swoich dzieci jako partnerów do rozmów i nie widziały powodu, aby tłumaczyć zasadność nakazów czy zakazów. Rodzic miał rację bez względu na wszystko. Wychowanie odbywało się równolegle w szkole lub w dużym zakresie w środowisku rówieśniczym – na podwórku. Współcześnie, dbałość o emocje i podmiotowość potomka nie pozwalają na takie jego traktowanie, które odbierane byłoby jak zaniedbanie. Do tego dzisiejsi rodzice coraz lepiej znają potrzeby swoich dzieci oraz metody ich zaspokajania. Sięgają po poradniki, starają się zapewniać dziecku odpowiednie warunki do rozwoju, interesują się, w jaki sposób maluchy spędzają czas, a stałe uatrakcyjnianie tego czasu jest już normą. Rodzice nauczyli się też chwalić, wspierać i nagradzać swoje dzieci bardziej niż krytykować i podcinać skrzydła. Chcą, aby ich dziecko wyrosło na pewną siebie, szczęśliwą i kompetentną dorosłą osobę. Wizja dziecka, które powinno być przede wszystkim skromne i posłuszne rodzicom odeszła już w niepamięć. Za trendem tym nadążają wiodące wytwórnie bajek dla dzieci, gdzie scenariusze w stylu zapracowanego „Kopciuszka”, który w zaciszu opresyjnego domu czekał na wybawienie, zastępują opowieści z cyklu „Zwierzogrodu” – bajek o tolerancji, łamaniu stereotypów i sile wiary w siebie. Pozytywnych zmian w podejściu do wychowania potomstwa współczesnego pokolenia rodziców jest cała gama… A co z negatywnymi? Koncentracja na dziecku, jako pokoleniowa nowość, niesie ze sobą nowe zagrożenia. Wiele współczesnych dzieci jest poważnie przeciążonych. Po ośmiogodzinnym dniu w szkole i na kółkach zainteresowań, spędzonych na wysiłku intelektualnym, potem w głośnej świetlicy, rodzice fundują swoim dzieciom dodatkowe zajęcia. Nierzadko maluchy uczą się po południu w szkole muzycznej, w szkołach językowych. Późnym wieczorem odrabiają zadania domowe. Czas spędzony przez dziecko w szkole – pod względem fizycznego i psychicznego obciążenia – jest porównywalny do czasu spędzonego przez dorosłego w korporacji. Jednak nie słyszałam o dorosłych, którzy wychodząc z pracy biegną prosto na lekcję skrzypiec i szachów, a potem do nocy ślęczą przy biurku nad projektem. Codziennie. A dzieci to robią. W dodatku pod presją, aby wyniki były bardzo dobre. Rodzice często zaprzeczają jakiejkolwiek presji nie zdając sobie sprawy, że ich dzieci ciężko pracują, aby zobaczyć uznanie w oczach rodzica i doskonale orientują się na czym rodzicom zależy, co ich cieszy. Jeśli dziesięciolatka mówi mamie, że chce spędzić lato na nauce włoskiego, bo przyda się jej to w przyszłości, kiedy już zostanie prawnikiem, to powinna się tej mamie „zapalić czerwona lampka”, bo to nie są marzenia dziesięciolatki, lecz oczekiwania rodziców. Coraz częściej zabieramy dzieciom to, co mają najcenniejsze – dzieciństwo. To jak sensownie zagospodarować dziesięciolatkowi czas pozaszkolny? Jeśli chodzi o wakacje, dziecko w tym wieku powinno spędzić lato na zabawie, brudzeniu się, zbieraniu doświadczeń samodzielności, na poznawaniu innych dzieci, a jeśli portfel rodziców pozwoli, także na pływaniu na kajaku i chodzeniu po górach z rodziną. A w ciągu roku szkolnego? Nie chodzi o to, że mają nie chodzić na zajęcia dodatkowe, ale o to, by rodzice umieli zachować umiar. Dwa popołudnia w tygodniu zajęte dodatkową edukacją to wystarczająco dla ucznia szkoły podstawowej. Jeden dzień w tygodniu, np. sobota, powinien być zupełnie wolny od nauki czy uczestnictwa w zajęciach dodatkowych. W tym kontekście cieszy nurt – popierany także przez Rzecznika Praw Dziecka, pana Marka Michalaka – nie zadawanie prac domowych. Jest wiele innych rzeczy, na które dzieci nie znajdują czasu, a które powinny obowiązkowo znaleźć się w codzienności maluchów, jak spacer z rodziną, jazda na rowerze czy czytanie książek, kontakt z rodzicami i rodzeństwem, gotowanie, wspólne spożywanie posiłków, gry planszowe, zabawa z psem. Obszary te niebezpiecznie kurczą się do występujących okazjonalnie. Rodzice stawiają na intelektualny rozwój dziecka, nie zabawę… Wielu rodziców traktuje dzieciństwo wyłącznie jako intensywne przygotowanie do dorosłości. I to jedynie w wymiarze intelektualnym. Tymczasem dziecko rozwija się przecież także duchowo, społecznie, emocjonalnie. A do tego potrzeba dobrych relacji z rodzicami, które budowane są przez czas spędzany codziennie wspólnie z dzieckiem. Życie przeżywane przez rodzinę wspólnie różni się znacząco od życia równoległego (mama na jodze, dziecko na angielskim, mama przed komputerem, dziecko odrabia lekcje). W takim codziennym pędzie nie trudno o depresje wieku dziecięcego, stany lękowe. Dzieci czują się przytłoczone, są niedospane, brakuje im swobodnej aktywności własnej poza ściśle wyznaczonym planem dnia, a podstawowa potrzeba bliskości z rodzicem zostaje niezaspokojona. Paradoksalnie, to dzieci z tzw. dobrych domów mają większą szansę na wczesny wyścig szczurów, gdyż w domu nie brakuje na to środków finansowych, za to brakuje obecności rodziców, którzy środki te, często w pocie czoła, wypracowują. Slogany typu: „szczęśliwy rodzic to szczęśliwe dziecko” są mylnie interpretowane i służą zagłuszaniu poczucia winy nieobecnych w życiu dziecka rodziców. A może liczy się jakość, nie ilość czasu spędzonego dzieckiem? Coraz częściej słyszę ten argument od rodziców, którzy nie chcą przyjąć do wiadomości, że pół godziny czytania bajek przed snem, jako czas spędzony w ciągu dnia z dzieckiem to dramatycznie za mało. Liczy się jakość czasu, owszem, więc warto codziennie czytać dziecku, spędzać czas z nim czas w pomysłowy sposób, ale ilość czasu jest równie ważna, bo wtedy tworzy się więź, porozumienie i mamy szansę na zbudowanie relacji. Dopiero po dłuższym czasie spędzonym razem jest szansa na szczere rozmowy, otwarcie się i bliskość. Wspominała Pani, że dziś coraz więcej rodziców ma tylko jedno dziecko. Jakie to ma konsekwencje? Nadmierna koncentracja na dziecku często prowadzi do traktowania dziecka jak najważniejszej osoby w rodzinie, uprzywilejowanej bardziej niż pozostali członkowie, np. dziecko nie ma obowiązków domowych, ma lepszy sprzęt elektroniczny i nosi droższe buty, ubrania niż rodzice itd. Rodzice są skłonni poświęcać całe wolne popołudnia na dowożenie pociechy na popołudniową edukację sportową lub inną i na siedzenie w samochodzie, podczas jej trwania. I co wtedy się dzieje? Dzieci stają się roszczeniowe, a jednocześnie mało samodzielne. Wielu rodziców bez namysłu robi wszystko za dziecko. Efekt, że mamy nastolatków, którzy nie potrafią wykonać wokół siebie najprostszych czynności, takich jak pranie, włączenie zmywarki, umycie podłóg lub okien, ugotowanie obiadu, prasowanie. Rodzice nie angażują dzieci w prace domowe, wolą by ten czas przeznaczyły na naukę, albo nie znaleźli sposobu na to, by wyegzekwować od dziecka pracę na rzecz domu i rodziny. „Co mam zrobić, aby mój syn ścielił łóżko?”, „Jak mam mu przemówić do rozsądku, aby sprzątał po sobie w kuchni? Patelnię to już sama po nim umyję, ale mógłby chociaż do zmywarki talerz włożyć. Co mam mu powiedzieć?” – tak rozpaczają rodzice nastolatków, kiedy orientują się, że coś w wychowaniu im nie wyszło, pomimo, że według własnej oceny poświęcili wszystko, aby inwestować w dziecko. Popełniają inne błędy wychowawcze, niż ich rodzice? Tak, np. nie potrafią wyznaczać granic, zachowywać się konsekwentnie. Co ciekawe, choć mają większa świadomość wagi oddziaływań wychowawczych, wcale nie wiedzie ich ona do refleksji na temat tego, czy dobrze postępują z własnym dzieckiem pozwalając mu np. na niegrzeczne odzywanie się do dorosłych i zapełniając mu cały jego czas jedynie rozwojem intelektualnym. Zamiast tego skupiają się na tym, że sami nie byli w tak wyjątkowy sposób traktowani przez swoich rodziców. Uważają, że to złamało im życie? W ich mniemaniu to uniemożliwiło im lub utrudniło osiągnięcie sukcesów, albo spowodowało całą masę problemów w życiu osobistym. Mówią: „Nie chodziłem na hiszpański, nikt nie interesował się moimi ocenami, o lekcjach tenisa nawet nie słyszałem, mama krytykowała moich znajomych i nie pozwalała mi się ubierać tak, jak chciałem”. Takie lub podobne podsumowanie własnego dzieciństwa, wzmocnione jest głębokim postanowieniem, że moje dziecko będzie miało znacznie lepiej. I ma? Warto zachęcić takich rodziców do refleksji: „Co moje dziecko będzie zarzucać mi jako rodzicowi w zaciszu gabinetu psychologicznego, kiedy samo będzie dorosłe?” Przypuszczam, że dzieci współczesnych rodziców będą się skarżyć na nadmierne rodzicielskie zainteresowanie i pokładanie nadziei w ich edukacji, na wieczny pośpiech i wychowywanie się w rozbitych rodzinach. Dr Magdalena Wegner –Jezierska, psycholog, mediator rodzinny, wykładowca akademicki Autorka „Szkoły macierzyństwa” (wydawnictwo „W drodze”). wychowanie wychowanie dzieci wychowanie dziecka błędy wychowawcze jak wychować dziecko Krystyna Kofta: zachorowałam na własne życzenie. Hodowałam tego raka osiem lat Krystyna Kofta, pisarka i felietonistka, zachorowała na raka piersi kilkanaście lat temu. Walkę z nowotworem opisała w książce "Lewa, wspomnienie prawej". W... Krystyna Kofta Ginekolog to nie dentysta, a kiła to nie próchnica Coraz więcej polskich nastolatków rozpoczyna współżycie w wieku 15 lat, ponad połowa bez zabezpieczenia. W obawie przed ciążą wybierają seks analny i oralny, a... Zuzanna Opolska Ludzkie organy będą hodowane w ciałach zwierząt Japońscy naukowcy zamierzają hodować ludzkie organy do przeszczepów w ciałach zwierząt (przede wszystkim świń). Komitet Polityki Naukowo-Technicznej przy rządzie... Ewa Woydyłło: mądre wychowanie może chronić przed depresją W Polsce na depresję cierpi nawet 1,5 mln osób. Profilaktyka tej choroby zaczyna się od dziecka - dzięki mądremu wychowaniu ludzie łatwiej radzą sobie z depresją.... Bunt dwulatka - przyczyny, rozpoznanie. Jak radzić sobie z buntem dwulatka? Dzieci niejednokrotnie buntują się przeciwko swoim rodzicom i ich decyzjom. Chcą wyrazić w ten sposób własne zdanie, aspiracje i upodobania. Pierwszy opór maluch...
Krzyk na dziecko może niszczyć relacje rodzinne. Jednak są sytuacje, kiedy można wybuch emocji usprawiedliwić. W jakich sytuacjach rodzice tracą panowanie nad sobą? O tym rozmawialiśmy z dr Moniką Just, pedagog dziecięcą oraz Martą Lech-Maciejewską, blogerką i mamą dwóch synów. Czyli co zrobić z tym najczęstszym wychowawczym problemem? Nie przesadzę, jeśli powiem, że ponad połowa wysyłanych do mnie maili od czytelników dotyczy omawianego właśnie dzisiaj tematu. Bicie młodszego rodzeństwa, „bicie” rodziców, bicie dzieci w przedszkolu. Rozmowy nie pomagają, tłumaczenia nie pomagają, nawet izolowanie od innych dzieci nie pomaga. I nawet, gdy przez kilka dni wydaje nam się, że już wszystko w porządku, to niestety bardzo często okazuje się, że mieliśmy rację. Wydawało nam się. Co więc jeszcze możemy zrobić z dzieckiem, które ma problem z agresją wobec innych? Po pierwsze, zbliżmy się do dziecka I nie chodzi mi tutaj o to, aby być cały czas przy dziecku. Tego nikt z nas nie jest w stanie wykonać. Nie mówiąc już o tym, że ilość spędzonego z dzieckiem czasu bardzo rzadko jest równa jakości. Mi w tym punkcie chodzi o nawiązanie silniejszej relacji między rodzicem i dzieckiem – o lepsze wzajemne zrozumienie. Najlepszym sposobem na to jest spędzanie czasu sam na sam z dzieckiem. Bez drugiego rodzica, bez rodzeństwa, bez kolegów, bez żadnej widowni. Chodzi o pokazanie dziecku, że ono też jest dla nas ważne i że je dostrzegamy. Że lubimy z nim spędzać czas. Nawet 10 minut dziennie wystarczy. Dlaczego to działa? Dzieci, które mają silną więź ze swoimi rodzicami, chętniej słuchają ich rad i lepiej rozumieją motywację swoich rodziców (a rodzice lepiej rozumieją dziecięcą motywację, co też ma niemałą wartość). Po drugie, nie reagujmy w niepotrzebny sposób, gdy zaczyna płakać Po prostu bądźmy obok. Wydaje się to banalnie proste, ale jednak dla wielu rodziców takie nie jest. Tacy rodzice albo próbują dziecko zawstydzić („Ile razy ci mówiłam, żebyś nie biegał, bo się przewrócisz? Co za ciamajda!”) albo zaatakować („Przestań się mazać, bo zaraz dam prawdziwy powód do płaczu!”) albo próbują wszystko dla niego zrobić, wszystko naprawić („Zepsuła ci się zabawka? Chodź, zaraz kupimy ci nową. No już, przestań płakać.”). A co by się takiego strasznego stało, gdybyśmy po prostu byli obok? Gotowi wsłuchać się w uczucia naszego dziecka? Gotowi okazać mu nasze wsparcie? Schować nasze dumne ego czy chęć do naprawiania wszystkiego i pozwolić naszemu dziecku podzielić się z nami tymi wszystkimi wielkimi uczuciami, jakie w nim tkwią? Kto wie, może dzięki temu nie dusiłby ich wszystkich w środku i łatwiej radził sobie w komunikacji z innymi? Tak bardzo chcemy nauczyć się rozmawiać z naszymi dziećmi, a jednocześnie tak często marnujemy ku temu najlepsze okazje. Dziecko bardzo często zaczyna płakać ze strachu, z bólu lub ze złości, ale równie często te uczucia szybko przechodzą w chęć przytulenia się do kogoś bliskiego. Do rodzica. W ten sposób dziecko się uspokaja. W ten sposób się uzdrawia. W ten sposób uczy się panować nad własnymi impulsami. Aby tak się jednak stało, musimy wpierw dać mu taką możliwość. Chyba nigdy nie zrozumiem dlaczego tak wielu z nas to odrzuca. Po trzecie i ostatnie, jeśli zauważamy, że nasze dziecko podczas zabawy z innymi dziećmi ogarniają duże emocje, podejdźmy bliżej Nie reagujmy gwałtownie, po prostu usiądźmy blisko i upewnijmy się, że nikomu nie stanie się krzywda. Wydawałoby się rozsądnym rozwiązaniem zabranie naszego agresywnego dziecka z grupy, ale to tylko sprawi, że zdenerwuje się ono jeszcze bardziej i to nas potraktuje jako powód swojego gniewu. W efekcie nawiązanie z nim porozumienia będzie jeszcze trudniejsze. Na rozmowę też jest za późno, bo emocje już się pojawiły i żadne „nie ma się co denerwować, on nie chciał zrobić nic złego” nie pomoże. Takie rozwiązanie nie da mu też możliwości samodzielnego uporania się z własnymi emocjami – a kto wie? Może akurat tym razem by mu się udało? Dlatego też najlepszym rozwiązaniem jest bycie blisko i reagowanie tylko wtedy, gdy to konieczne. A jeśli już będzie koniecznie, to podobnie jak w poprzednim akapicie – nie przesadzajmy z naszą reakcją. Bardzo często wystarczy takie skore do uderzenia innych dziecko oddzielić własnym ciałem od innych, jednocześnie umożliwiając mu dalszą zabawę, gdyby miało ochotę. Warto też powiedzieć dziecku na głos o tej granicy: „możesz się bawić z dziećmi, ale nie możesz ich uderzać i ja jestem tutaj obok, aby tego dopilnować”. Czasami będzie tak, że dziecko w końcu samo się wyciszy, a znacznie częściej będzie tak, że cała sytuacja doprowadzi dziecko do płaczu, bo to będzie dla niego jedyny sposób, aby poradzić sobie z tymi wszystkimi emocjami w środku bez uciekania do przemocy. Jak sobie jednak wtedy poradzić, wiemy już z poprzedniego akapitu. I jak wiemy, to jest ważna chwila, którą warto spędzić będąc wsparciem. I na koniec: pamiętajmy, że to tylko etap. Nie będzie on trwał wiecznie U jednych dzieci krótszy, u innych dłuższy, ale to jednak tylko etap. Nie wiem ile on będzie trwał u konkretnego dziecka, bo jest to zależne od wielu czynników, ale mogę powiedzieć jedno. Jeśli będziemy w tych ciężkich chwilach dla naszego dziecka wsparciem, zamiast okazywać wobec niego niezadowolenie, agresję czy ośmieszanie, to na pewno skutecznie ten etap skrócimy. To my musimy być tutaj wzorem, który nasze dziecko może naśladować i to my musimy, pamiętając o punkcie pierwszym z powyżej listy, przekonać je, aby chciało to zrobić. To my musimy pokazać mu, że się da i że warto to zrobić. W końcu ono jest jeszcze dzieckiem. Małym dzieckiem. Dzieckiem, które uderza nie dlatego, że jest złym człowiekiem, ale dlatego, że się boi. Albo dlatego, że jest zdenerwowane. To jest jego pierwotny instynkt, z którym nie potrafi jeszcze walczyć. Tylko od nas zależy czy będzie miało w pobliżu dorosłego, który go tego nauczy. Tekst inspirowany tym artykułem. Prawa do zdjęcia należą do zzclef. Żeby ją znaleźć, musiałem najpierw wypisać przykłady, w których rodzice krzyczą. Oto kilka: Kiedy dzieci niszczą zabawki. Kiedy dzieci się biją. Kiedy dzieci nie chcą się ubierać. Kiedy dzieci nie przychodzą, gdy je wołamy. Kiedy dzieci są zbyt głośno. Kiedy dzieci nam przeszkadzają. Kiedy dzieci nie słuchają. 30 kwietnia obchodzono światowy dzień sprzeciwu wobec bicia dzieci. Z tej okazji pojawiło się wiele odniesień do artykułów argumentujących przeciwko dawaniu dzieciom klapsa. Często w nich padają merytoryczne argumenty, autorzy podają wyniki badań i opinie specjalistów. Komentujący te wpisy, jak i sami twórcy, nie mogą się powstrzymać od mocnej krytyki osób, które tego klapsa jednak dadzą. A ja dziś postanowiłam podejść do tematu inaczej i napisać tekst dla przeciętnego Kowalskiego. Takiego, który sam dostawał lanie w dzieciństwie, wiec myśli, że to dobry sposób. Osoby, która chce nauczyć swoje dziecko pewnych zasad, ale boi się, że bez kar cielesnych końcowym skutkiem okaże się młody człowiek nie szanujący nikogo. Może też wewnętrznie wzdryga się przed daniem klapsa, ale ma wrażenie, że tego oczekuje od niego otoczenie. Albo po prostu nie wie, że można zrobić inaczej. I ja to wszystko rozumiem – bo byłam tym przeciętnym, polskim Kowalskim. “Widocznie czasem trzeba” Jako dziecko zdarzało się, że dostawałam klapsy. Nieszczególnie często, bo byłam raczej posłusznym dzieckiem, ale tak – od czasu do czasu psociłam i kończyło się albo klapsem w pupę, albo wytarganiem za ucho – niby symbolicznie, ale jednak. Pretensji do rodziców nie mam. Szczerze myślę, że wyjątkami są osoby koło 30, które nigdy nie dostały w dzieciństwie kary cielesnej. Owszem, zdarzają się ale tak naprawdę ile ich jest biorąc pod uwagę całe pokolenie? U mojego męża było podobnie. Gdy więc, jeszcze przed zaręczynami, rozmawialiśmy o naszych poglądach na różne sprawy, mieliśmy ten sam punkt wyjścia jeśli chodzi o klapsy. Nie są fajne, będziemy starać się ich unikać, ale widocznie czasem tylko to zadziałała. Jakby ktoś nas wtedy podsłuchał, dzieciaków przed maturą rozmawiających o wychowaniu potencjalnych dzieci, pewnie by padł ze śmiechu. Minęło parę ładnych lat. Na świat przyjdzie Maja, a ja sama z siebie odkryłam rodzicielstwo bliskości. Nawet bez tego ostatniego, nikt przy zdrowych zmysłach nie próbowałby dawać klapsa niemowlęciu. Jednak noszenie córki, spanie z nią i generalnie odpowiadanie na jej potrzeby znacząco wpłynęły na późniejsze lata. A nie były one łatwe. Dziecko odkryło czym jest chodzenie, zaczęło dążyć do samodzielności. Ja, w swojej naiwności sądziłam, że jeśli powiem nie, to córka się posłucha. Że skoro wymagam od takiej dwulatki by siedziała na ważnym spotkaniu prawie dwie godziny na pupie, to tak ma być. Teraz śmieję się sama z siebie, ale wtedy było bliżej mi do płaczu. Za każdym razem, gdy Maja nie współpracowała, miałam wrażenie, że zawodzę jako rodzic, że nie potrafię wychować własnego dziecka. Nieraz wyprowadzałam ją na zewnątrz trzęsąc się z żalu i ze złości na siebie. W tym stanie naprawdę niewiele brakowało by dać tego klapsa, ale coś mnie powstrzymało. Skoro w pewnym momencie dziecko jest za małe na klapsa (wspomniane niemowlę), a w pewnym momencie za duże (swoje ostatnie dostałam jako dwunastolatka i wtedy uważałam, że to już przesada), to kiedy jest dobry czas na bicie dzieci? Tak mnie ta myśl ruszyła, że zaczęłam się dokształcać w temacie i ze zdumieniem odkrywać pewne zależności. Jak chociażby to, że pokusa do dania klapsa, to próba wyładowania własnych nerwów i złości. Wystarczy się zatrzymać i wziąć głęboki oddech. Czy po uspokojeniu się nadal uważasz, że jedynym wyjściem z sytuacji jest uderzenie dziecka np. 5 razy w pośladki? Wątpię. Dziecko to nie pies, a wychowanie to nie tresura. Nie musisz dawać lub zabierać ciasteczka od razu. Wręcz przeciwnie. Zastanowienie się, jak przekazać dziecku, że jego zachowanie było złe, że może niekoniecznie zabranie koleżance z przedszkola ładnej spinki do włosów było fajne, może przynieść prawdziwą korzyść. W przeciwieństwo do lania, które zostawia poczucie wstydu, żal do rodziców i nie uczy zasad, a unikania konsekwencji. Jakie jest dziecko wychowywane bez klapsów? Może nasz przeciętny Kowalski zastanawia się, czy rezygnując z bicia uda mu się wychować dziecko na porządnego człowieka. Nam się udało przetrwać bez bicia, popychania i wyzwisk (no, dobra – czasem w emocjach wrzasnę, ale trwa to tylko chwilę i potem przepraszam). Jakie jest nasze prawie pięcioletnie dziecko? Normalne. Jak to dziecko. Czasem coś popsuje, czasem się nie posłucha. Czasem ktoś ją uzna za niegrzeczną, bo np. biega po placu zabaw, ale nie wyobrażam sobie karać ją za to, że ktoś ma inne poglądy na temat dobrego zachowania. Jednocześnie jest bardzo pomocna. Mówi “proszę”, “przepraszam”, “dziękuję”. Codziennie się przytula i podkreśla jak nas kocha. Potrafi długo płakać, gdy coś jej nie wyjdzie, tylko dlatego, że wie, że nas zraniła. Jest po prostu zwykłym pięcioletnim dzieckiem. Pamiętaj: nigdy nie jest za późno na rezygnację z bicia. Drogi Kowalski – daj szansę sobie i przede wszystkim swojemu dziecku.
Oczywiście nie wszystkie dzieci tak wychowywane zostaną psychopatami. W końcu przychodzimy na ten świat zupełnie różni i nasze wychowanie tylko w pewnym stopniu nas kształtuje, a drugą równie ważną funkcję pełnią nasze geny. Jednak powyższe sposoby na wychowanie dzieci są czymś, co nazwałbym czynnikami wysokiego ryzyka.
Jesteś zaniepokojony zachowaniem swoich dzieci? Chcesz je wychować bez przemocy? Możesz skorzystać z bezpłatnych konsultacji organizowanych przez toruński Miejski Ośrodek Edukacji i Profilaktyki Uzależnień przy ul. Kasztanowej są przeznaczone dla rodziców, którzy mają problemy wychowawcze i chcą poznać metody wykluczające stosowanie kar fizycznych. Aby ułatwić chętnym udział w konsultacjach ze specjalistami, dyżury odbywają się zarówno w godzinach przedpołudniowych, jak i popołudniowych. Już dziś w godz. 16-18 w ośrodku będą dyżurować specjaliści z toruńskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Zapobiegania Narkomanii. Kolejne spotkania z nimi zaplanowano 23 listopada, 14 i 21 grudnia. Natomiast w każdy wtorek (do 22 grudnia) w godz. 9-10 będą dostępni pracownicy Ośrodka Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego, a w godz. 16-18 - z terenowego Komitetu Ochrony Praw środę (do 23 grudnia) będą dyżurować funkcjonariusze z zespołu ds. prewencji kryminalnej, nieletnich i patologii Komisariatu Policji Toruń-Rubinkowo (w godz. 10-13) oraz specjaliści z Domu Rodzinnego (w godz. 17-19). W czwartki - w godz. 15-17 - będzie się można konsultować z pracownikami MOEiPU. Bezpłatne dyżury są prowadzone w ramach programu "Dzieciństwo bez przemocy". Więcej informacji o spotkaniach pod nr tel. 56 64 58 996 lub 56 65 07 w ośrodku przy ul. Kasztanowej można uzyskać pomoc prawną dotyczącą spraw mieszkaniowych lub alimentacyjnych. Prawnik dyżuruje w każdy czwartek w godz. 17-19. Działa tam też grupa wsparcia dla kobiet doświadczających przemocy. Spotkania odbywają się w każdy czwartek w godz. 17-20. Można też skorzystać z pomocy terapeuty uzależnień (poniedziałek i wtorek w godz. 13-19 oraz od środy do piątku w godz. 8-14) lub wybrać się na spotkanie anonimowych alkoholików, które odbywają się w każdy poniedziałek od godz. 17 i piątek - od 18. 3IbU.
  • 53psmnqey9.pages.dev/54
  • 53psmnqey9.pages.dev/199
  • 53psmnqey9.pages.dev/51
  • 53psmnqey9.pages.dev/185
  • 53psmnqey9.pages.dev/219
  • 53psmnqey9.pages.dev/397
  • 53psmnqey9.pages.dev/119
  • 53psmnqey9.pages.dev/145
  • 53psmnqey9.pages.dev/86
  • jak wychować dziecko bez bicia